Zawsze z trudem godziliśmy się z rzeczywistością, gdy coś poszło nie po naszej myśli i w rezultacie nasz kierowca tracił pozycję. W McLarenie, organizacji znanej ze swego profesjonalizmu i skrupulatności, szczyciliśmy się tym, że jesteśmy najlepsi w swoim fachu. Każdy popełniony błąd stanowił dla nas bolesne doświadczenie, zwłaszcza że nasza praca podlegała wnikliwej analizie w telewizyjnych powtórkach.
Presja związana z wykonywaniem obowiązków na oczach globalnej widowni potrafi wytrącić z równowagi.
Tajemnice Joan - - Telewizja Polska S.A.
Gdy jako młody człowiek zaczynałem przygodę z tym sportem, z zaskoczeniem przyjmowałem surrealistyczny charakter zajęcia, którym fascynowałem się jako dzieciak. Oglądanie Grand Prix Wielkiej Brytanii w telewizji w żaden sposób mnie do tego nie przygotowało. Rzeczywistość tylko dodatkowo wzmaga lęk przed porażką. Oczami wyobraźni widziałem fanów, którzy w zaciszu własnych domów bez mrugnięcia okiem krytykują mechaników za popełnione błędy, zamykające kierowcy drogę do triumfu.
Na szczęście szybko nauczyłem się radzić sobie z presją i funkcjonować na najwyższym poziomie pomimo napięcia. Przydało się to o tyle, że przez te wszystkie lata w McLarenie doświadczyłem najróżniejszych dramatów — wygranych wyścigów i druzgoczących porażek, kontrowersji i skandalów, oszustw, a nawet szpiegostwa.
Dane techniczne
Zdarzały się przypadki lekkomyślności, której ktoś dopuszczał się pod wpływem alkoholu czy narkotyków, zdarzały się dzikie imprezy i ekstrawaganckie wydatki. Pracowałem na samym froncie postępu technologicznego w dziedzinie słynącej z tego, że przez cały czas testuje granice prędkości i możliwości samochodu.
Miałem okazję współpracować z najbardziej wybuchowymi i utalentowanymi kierowcami na świecie. To było spełnienie moich marzeń. Najlepsze lata mojej pracy w tym sporcie przypadły na bardzo ekscytujący okres, w którym ryzyko było duże, tak samo jak potencjalne nagrody. W tamtych czasach Formuła 1 korzystała jeszcze ze sponsoringu koncernów tytoniowych, dzięki czemu mieliśmy do dyspozycji pozornie niewyczerpane zasoby gotówki.
Moja pozycja w garażu gwarantowała mi udział w jednych z najbardziej dramatycznych momentów we współczesnej historii F1. Byłem świadkiem kontrowersyjnej walki między Lewisem Hamiltonem i Fernando Alonso w sezonie Z fascynacją przyglądałem się, jak Lewis rozwija się z początkującego kierowcy w wielką gwiazdę z potencjałem na tytuł mistrza świata — potencjałem, który udało mu się uwolnić niedługo po jego sporze z Fernando. Konflikt ten miał w końcu doprowadzić do jednego z największych skandali w historii Formuły 1 — aferę szpiegowską, czyli Spygate.
W pierwszych miesiącach w McLarenie Lewis wykazywał się zdumiewającą pokorą. Pamiętam, jak pewnego wieczora, zaraz po debiucie Lewisa w F1, udaliśmy się na imprezę marketingową jeśli dobrze pamiętam, chodziło o markę Hugo Boss. Gdy wysiadł z prowadzonego przez szofera zespołowego mercedesa i ujrzał swój wizerunek na wielkim plakacie wywieszonym na ścianie budynku, w jego oczach pojawiły się łzy niedowierzania.
Potrzebował chwili, aby wziąć się w garść i zapanować nad emocjami, które towarzyszyły mu w zupełnie nowej roli życiowej — roli kierowcy Formuły 1. Rzadko widuje się takie reakcje u najlepszych sportowców, a już zwłaszcza w dyscyplinie przeładowanej testosteronem, w której tego typu wyraz zaskoczenia często bywa uznawany za przejaw słabości. Lewis był jednak zwykłym młodym człowiekiem i wkraczał właśnie do nowego, nieznanego sobie świata. Po prostu zareagował autentycznie. Pamiętam, że bardzo mnie tym wtedy ujął.
To jednak szybko musiało się zmienić. Jego akcje poszły w górę, a na pierwszy plan wysunęła się wojna z Fernando. W samochodzie obaj wydawali się geniuszami — było to chyba dwóch najbardziej kompletnych kierowców, z którymi pracowałem. Problem polegał na tym, że ich rywalizacja, a także wzajemny brak zaufania i szacunku, uwydatniał w każdym z nich cechy charakteru, które szybko przyćmiły dość powszechne w zespole zauroczenie obydwoma gwiazdorami. Zdarzało mi się być naocznym świadkiem niesamowitych starć tej dwójki, w których czasami uczestniczył też Ron Dennis, legendarny szef McLarena.
Kiedy Fernando przeniósł się gdzie indziej, sytuacja się uspokoiła i Lewis rozkwitł jeszcze bardziej. W rezultacie w roku, w zaledwie jego drugim sezonie w Formule 1, świętowaliśmy jego pierwszy tytuł mistrza świata. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia. Pracowałem też przy Grand Prix Monako, gdzie na widok rachunku w barze człowiek momentalnie trzeźwieje i gdzie jachty zacumowane w zatoce potrafią być warte więcej niż cała ulica domów w Beverly Hills.
Widywałem obiecujących młodych kierowców, którzy podpisywali skromne kontrakty, a potem niemal z dnia na dzień zostawali milionerami. Przyglądałem się, jak Ron Dennis i zespół wydają fortunę w imię dążenia do doskonałości technicznej. Znakomicie zapamiętałem też jeden drobny incydent, który być może najlepiej ilustruje, w jak wielkiej bańce finansowej wtedy żyliśmy. Niedługo po tym, jak dołączyłem do McLarena, podczas jednego z testów zespół wynajął helikopter… w ramach desperackiej próby osuszenia mokrego toru.
Wynajęliśmy na wyłączność tor do wyścigów równoległych Santa Pod Raceway w Northamptonshire, aby na osobności testować tam nowe przednie skrzydło. Testy w tunelu aerodynamicznym oraz symulacje komputerowe wykazały, że nowe rozwiązania — jeśli okażą się skuteczne — powinny dać nam istotną poprawę osiągów, ale tylko rzeczywiste testy przy maksymalnej prędkości mogły dostarczyć nam danych technicznych niezbędnych do tego, aby ostatecznie zatwierdzić nowe części do zastosowania w wyścigach.
Agatha Christie - Tajemnica Bladego Konia.pdf
Aby wszystko mog-ło odbyć się bezpiecznie, potrzebowaliśmy suchego toru. Niestety, rankiem się rozpadało.
Mokry tor utrudniał hamowanie na końcu prostej nie mówiąc o tym, że przejeżdżanie przez kałuże z bardzo wysoką prędkością też nie jest bezpieczne , a dodatkowo wilgoć miała wpływ na strukturę powietrza opływającego poszczególne części samochodu oraz na czujniki służące dokonywaniu pomiarów. Aby porównać dane z toru do tych, które tak obiecująco wyglądały w tunelu aerodynamicznym, potrzebowaliśmy identycznych warunków — suchego toru. Niestety, czas działał na naszą niekorzyść. Mieliśmy bardzo niewielkie okno, dosłownie kilka godzin, aby wykonać jazdy testowe i potwierdzić, że nowe skrzydło faktycznie się sprawdza.
Wtedy można by było zatwierdzić nowe części, skierować je do produkcji, malowania, montażu i wreszcie pakowania, aby zostały wysłane samolotem do zespołu wyścigowego jeszcze przed zaplanowanym na najbliższy weekend Grand Prix. W przypadku braku pomyślnej weryfikacji nowe skrzydła nie mogłyby zostać zastosowane podczas wyścigów, a wówczas z wykorzystaniem potencjalnego wzrostu osiągów musielibyśmy poczekać dwa tygodnie do kolejnego wyścigu. Nie mogliśmy na to pozwolić.
Działaliśmy pod presją. Asfalt nie zdradzał najmniejszych oznak, że przesycha, a czas płynął nieubłaganie. Wtedy jakiś bystrzak zaproponował, żebyśmy wynajęli śmigłowiec. Początkowo uznałem, że to tylko żart rzucony pod wpływem bezczynnego oczekiwania i narastającej frustracji, ale po chwili najwybitniejsi inżynierowie w Formule 1 zaczęli rozważać ten pomysł i w końcu się do niego zapalili. Cała ta szalona koncepcja zasadzała się na tym, żeby kazać pilotowi latać wzdłuż prostej tam i z powrotem tuż nad asfaltem. Wiatr generowany przez wirnik miał wypchnąć wodę poza tor. Tak bardzo zależało nam na testach — a przy tym dysponowaliśmy tak pokaźnym budżetem na finansowanie naszego modelu biznesowego — że odpowiednia osoba bez wahania wykonała odpowiedni telefon.
Okazało się, że za odpowiednio duże pieniądze śmigłowiec można mieć w zasadzie od zaraz — to trochę jak Uber dla superbogatych. Niedługo potem zdziwiony pilot helikoptera latał tam i z powrotem nad torem Santa Pod, a wirnik jego maszyny podnosił z ziemi duże ilości wody. Wyglądało to bardzo widowiskowo, ale niestety nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Śmigłowiec podnosił co prawda bardzo duże ilości wody deszczowej, ale ta w 90 procentach spadała z powrotem na tor.
Vincent V. Severski
Testu ostatecznie nie udało nam się wykonać, ale przynajmniej pozostała nam po tym dość niecodzienna anegdota do opowiadania. Poświęciłem temu sportowi wiele lat, ale takie sytuacje nadal robią na mnie ogromne wrażenie. Ciągle jestem normalnym facetem, tyle że zapalonym do samochodów i technologii. Miałem możliwość wykonywania pracy marzeń i jednocześnie doświadczyć stylu życia sławnych i bogatych ludzi.
Już sam fakt przebywania w tej bańce momentami był zaraźliwy, choć dezorientujący. Nieodłączne od F1 adrenalina i ekscytacja przyciągają do tej dyscypliny wielu ludzi, a później stają się dla nich pułapką.
- Oto tajne sposoby monitorowania czatów online.
- Najważniejszy sposób na szpieg na wiadomości za darmo.
- Jak szpiegować smartphone bez instalacji oprogramowania.
- Wydział Q i seria szpiegowska Vincenta V. Severskiego!
- Czy mogę nagrać moje żony Snapchat Online.
- Najlepsza bezpłatna aplikacja Spy telefonu komórkowego na telefon z Androidem.
Takie osoby najpierw nie chcą stamtąd odchodzić, a kiedy już to zrobią, mają trudności ze znalezieniem sobie czegoś w zamian, co z kolei prowadzi do emocjonalnych wzlotów i upadków. Miałem to szczęście, że udało mi się tę stratę zrekompensować — z alei serwisowej przeniosłem się do padoku, do świata telewizji. Praca w telewizji na żywo, gdzie nie ma mowy o drugich czy kolejnych ujęciach, bywa czasami równie ekscytująca, jak obsługa samochodu podczas pit stopu.
Terminy i wymagania tego zajęcia często okazują się porównywalnie trudne, jak presja związana ze zmianą koła podczas ważnego Grand Prix. Nowe zajęcie daje mi również przywilej obserwowania z bliska, jak rozwija się ta dyscyplina. Dzięki temu bardziej doceniam lata spędzone w McLarenie jako ekscytujące, odmieniające życie, lekko surrealistyczne i niesamowicie ambitne doświadczenie. Dorastałem w niewielkiej wiosce w hrabstwie Kent, w bezpośrednim sąsiedztwie światowej sławy toru wyścigowego Brands Hatch.
W tamtych czasach, w latach Dźwięk samochodów i motocykli odbijał się echem po mojej wiosce praktycznie co weekend. Podczas weekendu Grand Prix uliczki były pełne luksusowych aut, których właściciele szukali miejsca parkingowego. Wtedy z fascynacją przyglądałem się wozom na niecodziennych zagranicznych blachach.
- Teksty szpiegów przyjaciół za pomocą iPhonea.
- Aplikacja do śledzenia mobilnego Android Pobierz dowolny smartfon.
- Naucz się, że możesz szpiegować na monitorowaniu AGPS iPhonea.
- Najlepsze aplikacje do nagrywania połączeń telefonicznych iPhone?
- Aplikacje do włamania Facebooka za pośrednictwem poczty elektronicznej.
- Najlepsza nowa aplikacja do śledzenia do szpiegowania telefonu Android.
Widywałem tablice rejestracyjne dosłownie z całego świata i do dziś pamiętam, jak bardzo pobudzało to moją wyobraźnię. Wyglądało to trochę tak, jak gdyby w okolicy pojawił się wspaniały cyrk — cieszyłem się każdą chwilą tych dni.
Pozostałe książki autora
Moja rodzina nie miała wtedy za dużo pieniędzy, nie mogłem zatem po prostu iść do kasy i kupić biletu, choć mieszkaliśmy tuż obok toru. Dla nas było to raczej wydarzenie telewizyjne. Wszyscy domownicy zasiadali przed telewizorem, żeby zobaczyć start i pierwszych kilka okrążeń. Potem po kolei się wykruszali — ktoś szedł przygotować obiad, ktoś skosić trawnik, ktoś zrobić coś jeszcze innego.
Ale nie ja.